Już kolejny ciepły sezon z rzędu rozstawiam moje biuro wśród drzew lub nad brzegiem jeziora. Porządnie się do tego przygotowałam, bo odkąd otworzyła się przede mną częściowo możliwość pod hasłem „praca zdalna”, wiedziałam, że nie usiedzę w czterech ścianach. Zobacz, jakie elementy wyposażenia pozwalają mi zabierać pracę wszędzie tam, dokąd jadę. 

Z prądem lub pod prąd

Choć prywatnie raczej lubię biec pod, to w pracy bez prądu niewiele zrobię. Jest mnóstwo sposobów na jego wytwarzanie i magazynowanie w ramach wyposażenia wyprawowego. Mam wrażenie, że jest też równie wielu zwolenników i przeciwników każdego z nich. Dlatego, jak w każdym moim wpisie, dzielę się tu z Wami rozwiązaniami, które sprawdzają się w moim przypadku i to od dłuższego czasu. W momencie pisania tego artykułu nie współpracuję również z żadnym z poniższych producentów, a przekazuję wyłącznie swoje subiektywne doświadczenia. Wybierzcie z tej listy rozwiązania odpowiednie dla siebie, bo niewykluczone, że np. na krótkie wypady wystarczy Wam tylko jedno źródło prądu.

Większość z tych źródeł opisałam jakiś czas temu w tym artykule. Jednak uzupełniłam wyposażenie o jedno bardzo istotne usprawnienie: odpowiednio zaplanowaną i rozprowadzoną instalację elektryczną w moim Suzuki Jimny.

Modyfikacja Suzuki Jimny

W samochodzie mam 2 akumulatory. Jeden, hotelowy, odpowiada za podtrzymywanie przy życiu wszystkich moich urządzeń elektronicznych podczas postoju. Zadaniem drugiego jest zasilenie samochodu. Odpowiednie ich połączenie i mechanizm do zarządzania nimi sprawia, że śpię spokojnie, bez obaw o to, czy rano, przez te wszystkie ciągnące prąd sprzęty, mojemu autu wystarczy sił, by odpalić.

I tak, osobny włącznik uruchamia gniazdka 12V, drugi aktywuje przetwornicę dla urządzeń 220V. Aby wystarczyło miejsca na wszystkie urządzenia, mam w samochodzie sporo gniazdek:

  • 3 outlety 12V („zapalniczkowe”) – jedno z przodu, jedno z tyłu, a jedno w tylnych drzwiach nad stolikiem
  • łącznie 3 gniazda USB, z czego jedno nad stolikiem
  • 1 gniazdko typu USB-C (nad stolikiem)
  • 2 gniazdka 220V do bezpośredniego wpięcia laptopa czy innego większego sprzętu – jedno z tyłu w przestrzeni bagażowej, drugie nad stolikiem

To pozwala mi na jednoczesne ładowanie powerstacji, komputera, telefonu, lodówki i sprzętu foto. Po skończonej pracy zawsze doładowuję mały powerbank, którym zasilam telefon. Prądu z naładowanej powerstacji używam do uzupełnienia energii w lampkach campingowych, kamerze i kolejnym powerbanku. Jeśli natomiast pogoda dopisuje, to stację ładuję bezpośrednio przez panel słoneczny, żeby oszczędzić prąd z akumulatora. Tak zmagazynowany prąd wykorzystuję potem do zasilenia pozostałych sprzętów.

Zauważ natomiast, że w moim przypadku w grę wchodzi konieczność ładowania wielu urządzeń. Być może tobie wystarczy sama powerstacja i powerbank do zasilenia laptopa i telefonu?

Mucha nie siada

Natomiast ja lubię wygodnie usiąść podczas pracy. Dlatego zainwestowałam w porządne krzesło, które przeszło (a właściwie przejechało) ze mną już wiele, a nadal jest w nienaruszonym stanie. W przeciwieństwie do kilku innych, którym połamałam nogi. I to nie przez moje umiejętności karate, a przez lichą konstrukcję, za którą każdorazowo płaciłam w okolicach 200zł. Swoje krzesełko od Front Runner wożę zawsze, niezależnie od tego, czy zabieram na wyjazd hamak lub dodatkowy fotel na wygodne „rozłożenie się” po pracy przed ogniskiem. Mam na nim względnie wyprostowaną pozycję, pracując na laptopie przy stoliku.

Praca zdalna to często problem z wygodnym usadowieniem się z laptopem. Przez to niedawno wymieniłam swój stolik. Nowy kupiłam w Lidlu (powinien być jeszcze dostępny pod tym linkiem), bo tylko tam znalazłam taki w rozsądnej cenie a pasujący wymiarami do moich potrzeb. Byłam z nim już na 3 dłuższych wyjazdach i póki co sprawdza się. Jak za tę cenę – super! Zależało mi na tym, żeby blat składał się harmonijkowo. Dzięki temu mogę go przewozić za siedzeniem pasażera. Te z Decathlonu, nawet najmniejsze, niestety odpadły w przedbiegach z uwagi na to, że nawet po złożeniu zajmują dużo miejsca.

Połączenie ze światem

Nie znalazłam jeszcze idealnego rozwiązania, dlatego jeśli chodzi o dostęp do internetu, cały czas bazuję na hotspocie z telefonu. Ma to swoje zalety: jeden abonament, jedno urządzenie do ładowania, na pewno też nie zapomnisz go zabrać na wyjazd. Natomiast ma też sporo minusów: nie zawsze najlepszy zasięg, szybciej rozładowujący się telefon, a co za tym idzie – zwiększone zapotrzebowanie na prąd. Niestety, zdarzało nam się zmieniać miejscówkę tylko przez to, że nie było zasięgu, ale to przypadek jeden na milion. Być może osobny internet mobilny ze swoim mocniejszym routerem wyciągnąłby więcej, ale jak wspomniałam – nie postrzegam tego jeszcze jako coś, co mnie mocno ogranicza.

Dach nad głową

Czasem słońce, czasem deszcz. Decydując się na pracę z okolic własnego auta trzeba liczyć się z tym, że pogoda bywa kapryśna. Najważniejsza zasada: tak zorganizować sobie stanowisko pracy, aby można było błyskawicznie wszystko schować do samochodu lub w inne suche, bezpieczne miejsce. Jeśli podróżujecie z namiotami lub kamperem – sprawa jest prosta. W terenówce trochę trudniej o schronienie. Odkąd zamontowałam namiot dachowy, taką mikro przestrzeń chroniącą przed mniejszym deszczem tworzy mi podłoga namiotu opadająca nad tylnymi drzwiami auta.

Na dłuższych wyjazdach, gdy jedziemy w kilka aut, rozstawiamy przedsionek domontowywany do namiotu dachowego na Jeepie. To niewielka, ale przyjemna przestrzeń dająca dobre schronienie przed deszczem. Można w nim swobodnie rozstawić stolik i krzesełka. Gdy jestem sama, zdarza się, że wskakuję do przestrzeni bagażowej i tam przeczekuję nagły deszcz. Miałam również w Jimny markizę boczną, ale nie byłam z niej zadowolona ze względu na niską jakość wykonania. Teraz jeździ ze mną w samochodzie przenośna, uniwersalna markiza.

Każda wyprawa uczy czegoś nowego. Z każdej przywożę też nowe pomysły na to, jak uzupełnić czy zmodyfikować moje wyposażenie, by na tej małej przestrzeni funkcjonowało mi się jeszcze lepiej. Praca zdalna wymaga bardzo dużej dyscypliny, bo jeśli warunki są niesprzyjające – łatwo można ulec pokusie „zrobienia tego wszystkiego później”. Bo niewygodnie, bo się rozładowało, bo pada deszcz… Pokusa jest tym większa, że mobilne biuro, to zazwyczaj biuro z widokiem. A ten widok bardzo namawia, by już zamknąć komputer. Gdy stworzysz sobie idealne warunki do pracy, szybko zauważysz, jak wzrasta twoja efektywność. Ten widok z biura będzie przyjemną „tapetą” umilającą zadania, albo motywatorem – nagrodą za najszybsze ich wykonanie. Dlatego warto pochylić się nad tą przestrzenią. Jeśli moją uda mi się jeszcze dopracować do perfekcji – będę się tutaj dzielić kolejnymi modyfikacjami.

Do zobaczenia na trasie (i owocnej pracy zdalnej)! 🙂