Loverlandera tworzy rodzina, którą łączą nie tylko wspólne święta, ale prawdziwa przyjaźń i wspólna miłość do bycia poza szlakiem. Overlanding (definicja) przerodził się w loverlanding wraz z momentem, w którym w naszych garażach pojawiły się samochody 4×4. Krótko potem rozkwitła również nasza miłość do jednośladów i od tego czasu dzielimy nasze serca i czas pomiędzy wyprawowe terenówki i terenowo-turystyczne motocykle.
Na większości zdjęć i filmów z naszych wypadów i campowania na pierwszym planie widzieliście Jeepy. Trzy lata temu nasza offroadowa rodzina powiększyła się o najmniejszą terenówkę świata – Suzuki Jimny.
Suzuki Jimny, 2018 (mój w latach 2020-2023)
Najmniejszy z rodziny, ale pewnie najbardziej uroczy. Gdy tylko „rzucili go” na rynek, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. U dealerów kolejki po jamniczka były kilkumiesięczne, potem roczne, a jak już zdecydowałam się go zdobyć – był praktycznie nie do zdobycia. Polowałam na niego rok i wreszcie, udało się! Muszę przyznać, że nigdy nie robiłam downgrade’u jeśli chodzi o wyposażenie wnętrza auta. Jeep rozpieścił mnie skórzanymi fotelami i automatyczną skrzynią, a w poprzednim samochodzie łączyłam się automatycznie z internetem i oglądałam filmy na YouTube w korku. A Jimny? Poprzez swoje ascetyczne pokrętła i oszczędne wyposażenie, przypomina mi moje pierwsze studenckie auto, które miało jeszcze szyby na korbki.
No ale jest to miłość bezgraniczna i już doceniam te kanciaste pokrętła, bo wymyślono je po to, by bez problemu nimi sterować, nie zdejmując rękawic.
Zanim Jimny trafił w moje ręce, już miałam obmyślone wszystkie jego przyszłe mody. Zaczęłam bardzo powoli, od wnętrza, udoskonalając to, czego oszczędził mi producent. W odróżnieniu od dwóch Jeepowych braci, pierwszy Jimny poszedł w kierunku wyprawówki, ale takiej, która radzi sobie też w terenie i takiej, która ciągnie za sobą przyczepkę z ponad 20-letnim enduro Suzuki DR czy nowym Himalayanem od Royal Enfield.
Na początku lutego 2023 roku, w skutek uczestnictwa w okrutnie niefortunnym wypadku, Jimny – mówiąc wprost – dokonał żywota. Choć trzeba przyznać, że do końca nie traciłam nadziei, że jednak do mnie wróci. Na jego miejsce wskoczył Jimny 02.
Kinga
Jeep Wrangler Rubikon JK, 2008
Jeep Wrangler Rubicon Unlimited, JK rocznik 2008. Oryginalnie czarny, od dziecka czerwony (folia). Kupiony po krótkich i intensywnych poszukiwaniach. Szybka decyzja, krótki research i nabycie drogą kupna od pasjonata, który chyba się trochę wypalił. Po pierwszych 4 miesiącach zabawy, urwanym wale, zalanym moście, zatartym wiatraku chłodnicy przyszedł czas na coś od siebie. I tak, że 2 cali urósł do 3.5. Opony spuchły z 33 do 35 cali. Opony AT zmieniłem na MT. Trochę kosmetyki jak zderzaki, progi, nowa wyciągarka z liną syntetyczną, oświetlenie wyprawowe, namiot dachowy iKamper Sky4x. Z oryginału pozostała rama, silnik 3.8 V6 i czerowona folia na czarnym lakierze. Wnętrze zmieniło się niewiele – pokrowce na fotele (jasnoszara tapicerka materiałowa nie jest praktyczna), panel z przełącznikami na słupku A, podkładki pod tylną kanapę zmieniające jej kąt nachylenia (dla komfortu pasażerów). Dodatkowy akumulator żelowy dba o zapas prądu, który zasila lodówkę Dometic CDF-36, telefon, oświetlenie, przetwornicę. Auto jest ciągle w fazie otwartego projektu i jak zdążyłem się po prawie 3 latach zorientować – końca raczej nie widać.
Rafał i Gabi
Jeep Wrangler JKU, 2013
Przed zakupem mój Wrangler był czarny, praktycznie nietknięty i był MOABem – dokładnie tak, jak chciałem. Auto było w stanie surowym – czyli takim, jak wyjeżdża od dealera. Budowałem go od zera.
Michał
Na pierwszy ogień poszedł lift 3.5 cala, za którym poszły opony 35-tki. Po założeniu kół został przeprogramowany komputer, dostosowując przede wszystkim działanie skrzyni do nowych warunków. Potem kolejno, coraz mocniejsze amortyzatory (KONI) sprężyny, wreszcie zdjęcie całego lakieru i położenie Raptora. Tutaj należy oddać hołd Piotrowi – mechanikowi, który nadzorował prace – za fenomenalna robotę lakierniczą. Raptor przetrwał juz 3 lata ciężkich terenów, rajdów, zadrapań i uderzeń. Nic nie odpada, nic sie nie marszczy. Wprawia to w osłupienie niektórych kierowców na zlotach, zaczynających wypowiedź od słów : „łeee… raptor…” – jak to słyszę robię jedno – wchodzę ja… cały na czarno.
Poza powyższym była cała lawina kolejnych modów – wiadomo, zrobisz jeden i już widzisz, gdzie powinien być drugi 😉 Zderzaki, błotniki, wyciągarka, oświetlenie, itd… itd.
Dużo by mówić – najważniejsze, że auto jest gotowe na praktycznie wszystko i radzi sobie doskonale nawet w najtrudniejszych warunkach-przy okazji dając ogromną ilość frajdy.
Auto, podobnie jak każda terenówka, jest niekończącym się projektem. Także o wszystkim co nowe – będziemy tu pisać.
Stay tuned 🙂